Waszyngtoński Mall jest majestatyczny, usłany pomnikami glorii. Przechodząc od obelisku Waszyngtona do pomnika Jeffersona, trudno jednak przeoczyć przytłaczający monument autorstwa Freeda – Narodowy Pomnik ofiar Holokaustu. To, że mieści się on w tym miejscu wynika nie tylko z lat debat środowisk naukowych, rządu amerykańskiego i ocalałych. Nie mogłoby do tego dojść, gdyby Holokaust potraktowano tu jako problem Europy.
Freed nie wystawił jednak pomnika, ale żywy pomnik (pomnik, który mówi…, przypomina on tym samym, o tym, co się wydarzyło Żydom w czasie wojny). Mieści się tu najbardziej rozpropagowana w świecie wystawa. To ona zmieniła historię. Po przekroczeniu progu pałającego już z zewnątrz grozą budynku projektu wspomnianego Freeda, wkraczamy w świat trwogi i cierpienia – jakże odległy od amerykańskich ideałów.
Podczas ceremonii otwarcia tego emblematycznego ośrodka, w 1993 roku, znany w świecie autorytet moralny, ocalały Żyd – Elie Wiesel pytał: dlaczego w obliczu Holokaustu zabrakło społecznego krzyku oburzenia? I to pytanie pozostawił bez odpowiedzi, bo jak stwierdził nie ma na to odpowiedzi. Wiesel, optował, by przyszłe muzeum zbierało raczej kolekcję łez aniżeli artefaktów. Wymowa muzeum jest jednak zgoła inna, niż tego chciał jeden z jego najważniejszych twórców, który z czasem opuścił grono odpowiedzialne za wzniesienie ośrodka.
Niechlubne wydarzenie, o którym edukuje i które upamiętnia amerykański narodowy pomnik ofiar Holokaustu, mieszczący w swoich murach sale wystawowe (United States Holocaust Memorial Museum – USHMM) rozpoczyna się w 1933 roku, kiedy to Adolf Hitler został kanclerzem Niemiec w obliczu załamania się gospodarki niemieckiej po I wojnie światowej. Hitler miał być tym, który odbuduje podupadłe państwo. Od początku pałał on nienawiścią do Żydów, co objawił w swoim sławnym dziele Mein Kampf. Rasiście marzyło się stworzenie rasy panującej nad innymi…, o przynależności do niej miał decydować jasny kolor włosów i oczu. Ta wstępna edukacja muzealna stanowi pierwszy akord tego, co przyniesie hitleryzm.
Na pierwszych panelach wystawowych w ośrodku w Waszyngtonie (USHMM) widnieją też zdjęcia europejskich Żydów. Wykresy pokazują udział procentowy Żydów zamieszkujących poszczególne kraje Europy sprzed wojny. Znamy dalszą historię. Amerykanie także ją znali w chwili gdy Mall zostaje wzbogacone o nowy ośrodek. Liczba 6 milionów jest już rozpropagowana przed otwarciem instytucji. Pomagają w tym amerykańskie media i głos w nich Wiesela.
Freed, jako architekt budynku, stał się jednocześnie twórcą tej rozłaswionej w świecie ekspozycji. Jego architektura mówi. Cement, cegła – i te stalowe belki. Przechylone i nieregularne dają poczucie niepokoju. To samo uczucie, którego doświadczali Żydzi w czasie wojny. Schody w Sali Świadków prowadzące do wystaw przypominają trakt kolejowy. Jest to analogia do Auschwitz. Jednak odwiedzający nie zmierzają nimi do wystawy, są oni dowożeni do niej windą. A w niej towarzyszy im klaustrofobiczne uczucie. Tak, to znów analogia.
Możliwością przeżycia dla Żydów w czasie wojny, jak edukuje USHMM, była tylko ucieczka, jednak większość krajów nie akceptowała nadprogowej imigracji. Po inwazji Rzeszy na Polskę Żydzi w III Rzeszy i w Generalnym Gubernatorstwie musieli drogą nakazu opuścić domostwa i przenieść się do specjalnie wydzielonych stref. Jeśli getto było przecięte główną ulicą, Żydzi przechodzili do jego części specjalnymi mostkami, ponieważ zabronione im było mieszać się z rasą aryjską. W waszyngtońskim muzeum odwiedzający przechodzą przez dwa mostki łączące nietypową wieże w muzeum z resztą ekspozucji. Jest to analogia do historii gettyfikacji. Mostki zabudowane są szklanymi panelami, na których umieszczono nazwy szteltów, które zostały zniszczone przez nazistów. Wymienionych jest ponad 5 tysięcy nazw miejscowości. Za pomocą takiego mostka dostajemy się do wspomnianej wieży – kolumny złożonej ze zdjęć członków społeczności żydowskiej ze szteltu w Ejszyszkach. Odtworzono tu z pomocą fotografii historie rodzin żydowskich zamieszkujących ten sztelt. Widzimy tu jednak uśmiechnięte postaci, tulące się małżeństwa, dokazujące dzieci czy świętujących uroczystości rodzinne i sukcesy zawodowe. Nie widzimy więc, jakże znanego z innych miejsc pamięci widoku zdepersowanlizowanej masy zgładzonych w Holokauście Żydów, a ludzi, którzy przed masowym tłoczeniem i gładzeniem ich w obozach zagłady mieli rodziny, kariery i tzw. normalne życie, które przerwał Holokaust.
Trzecie Piętro waszyngtońskiego ośrodka to edukacja o tym, co miało miejsce od 1940 do 44 roku. Na terenie Europy, jak się dowiadujemy, znajdowało się wówczas 400 gett.Był to już krok do zbrodni. Następnie odwiedzającym wyświetlane są zdjęcia z masakr ludności żydowskiej dokonywanych przez nazistowską Einsatzgruppen. Żydów uśmiercano wówczas przez rozstrzeliwania a także w furgonetkach wypełnianych gazem. Jednak te metody postrzegane były, jak mówi muzeum, jako mało efektywne w pozbywaniu się „żydowskiego elementu”. Dalsza historia jest już powszechnie znana, m.in. właśnie za sprawą edukacji takich ośrodków jak amerykańska instytucja (USHMM).
Ci, którzy tworzyli to miejsce pamięci, a więc i rząd i elita i ocalali, ale także i organizacje pozarządowe, uznali, ze jeśli nie wpisze się Holokaustu w amerykańską historię, do jego powtórki może dojść nawet na amerykańskiej ziemi – kolebce wolności i demokracji. Nadrzędnym więc celem ośrodka stało się edukowanie o wydarzeniu i jego podłożu. A podłoże to po dziś dzień stanowi przeciwwagę do wartości demokratycznych.